piątek, 25 września 2015

PIERDOŁY I ZOMBIE, CZYLI DOKĄD ZMIERZA WYCHOWANIE

fot. Shutterstock


Kilka dni temu przeczytałam artykuł traktujący o błędach rodziców w wychowywaniu dzieci. Poruszane są typowe kwestie - bezstresowe wychowanie, syndrom klosza i karykaturalna nadopiekuńczość. Nie sposób przejść obojętnie wobec tego artykułu i komentarzy, które pojawiły się tak w blogosferze, jak i na forach. Ku mojemu zaskoczeniu, zdecydowana większość komentujących zgadza się z tezą artykułu, skąd więc te dzieci, co to mają dwie lewe ręce? I czy na pewno powinniśmy wygłaszać peany nad wszystkim tym co autor nam przedstawił?

Trudno się nie zgodzić, że dzisiejszy świat "hoduje zombie", "dzieci-pierdoły". Pamiętacie Wasze fantastyczne dzieciństwo? Ja tak. Swojego czasu byłam mocno zaangażowaną harcerką, jeździłam na kolonie, chodziłam pieszo do podstawówki z kluczem na szyi, potrafiłam przygotować sobie coś do jedzenia. Wracałam ze szkoły, rzucałam plecak i migiem biegłam na podwórko blokowiska, żeby przypadkiem mama nie złapała mnie na obiad - przecież nie było na to czasu. Lekcje odrabiałam sama, nikt nie robił tego za mnie. Nie przypominam sobie, żeby ktoś miał zwolnienie z WF-u, mało tego - wszyscy chodziliśmy na basen i SKS-y. Nie było takiego nieograniczonego wyboru zajęć dodatkowych jak dziś, ale potrafiliśmy sobie sami coś zorganizować. Jak to wygląda teraz? Nuuudziii miii sięęę... - jak słyszę u dzieci coś takiego, to skóra mi cierpnie. Mały człowiek powinien mieć nieograniczoną wyobraźnię, milion pomysłów na minutę! Pamiętam jak babcia mówiła: Za wami to nikt nie nadąży! A dziś? Dziś to dorosły musi organizować czas dziecku i nazywa się to "zaangażowane rodzicielstwo" (tfu!). Zamiast dać kij, dajemy marchewkę. Doprowadziliśmy do tego, że jest tyle możliwości, taka różnorodność, wszystko na wyciągnięcie ręki i właśnie ten nadmiar jest przyczyną nudy. Brak ograniczeń stał się ograniczeniem fantazji. Dzisiejsze dzieci nie potrafią na dłużej zainteresować się niczym, poza gapieniem się w monitor komputera/smartfona/tableta. Dzisiejsze dzieci nie potrafią nawiązywać kontaktów, nie potrafią rozmawiać, wymieniać poglądów. Nie potrafią się bawić same ze sobą, a co dopiero z kimś. Gdy już znajdą sobie zabawę, polega ona na niszczeniu, wyżywaniu się na jakiejś rzeczy, czy sprzęcie. Dzieci nie szanują, ani swoich, ani tym bardziej czyichś zabawek. Już od najmłodszych lat zapatrzone w siebie brną do przodu, dążąc do... No właśnie, do czego? Do tego żeby mieć. Żeby zaliczyć, odhaczyć na łiszliście. Niestety w kwestii nieporadności nie zgodzę się z Kamilem. Dzieci są niezwykle nieporadne, a przy tym nad wyraz roszczeniowe. Wszystko mają podsunięte pod nos, zadanie domowe jest dla rodziców (osobiście znam takie przypadki - wcale nie odosobnione!). Matki prześcigają się w wyklejankach, ojcowie w pisaniu recenzji filmów, a szkolnictwo w Polsce obraca się w oparach absurdu. Dziecko już od najmłodszych lat przypisuje sobie czyjeś zasługi. Z czasem WYMAGA (dziecko WYMAGA!) od rodzica/nauczyciela/dorosłego więcej i więcej, bo jemu się NALEŻY. I tak zerowym wysiłkiem dostaje wszystko na pstrykniecie palców. 

A tu mala dygresja - gdy taki osobnik dorasta i jedzie na wakacje do Egiptu, to wydaje mu się, że zapłacił 1000zl za olinkluzif i wszystko mu się NALEŻY. Swoimi awanturami o nie taki kolor drinka, pan i władca potrafi zniszczyć wakacje innym.

Wracając do tematu - obserwuję dzieci sąsiadów oraz uczniów mojej mamy i widzę, że dwulatka potrafi odpalić jutuba na tablecie, ale nie mówi, ośmiolatek śpi nadal z matką, a szóstoklasista nie pojedzie na wycieczkę rowerową, bo będzie miał odciski. To są autentyczne historie z mojego otoczenia. Instadzieci piszcza na widok pszczoły, nie potrafią złapać żaby i płaczą gdy się ubrudzą błotem, a histeryczne matki nie puszczą synusia do lasu, bo sobie drzazge wbije, ale słitfocie na bandżi juz mu strzeli.

Artykuł przeczytałam raz jeszcze. Bez emocji. Z pewnymi rzeczami się nie zgodzę, autor na przykład nie ma prawa pisać, że samotna matka wychowa syna niedorajdę. Samotna matka to jest heros. Najlepszy menadżer na świecie. Ogarnia każdą sferę życia - żaden najbardziej męski z męskich mężczyzn nie poradziłby sobie z połową obowiązków samotnej matki. Kwestia ryzykowania zdrowiem, kar cielesnych i kwitowania wszystkiego krótkim "nie mazgaj się" też jest dla mnie nie do przyjęcia.

Rodzice starają się jak mogą, ale nikt im nie pomaga. Czujemy się osaczeni i zamiast iść za instynktem, rozglądamy się dookoła, czy ktoś przypadkiem nie patrzy (standardowe: co sobie pomyślą?). Przy tym wszystkim autorytet szkoły jest żaden, a powinna być ona dużym wsparciem. Wszystko to jednak jest bardzo zamierzonym działaniem szeroko pojętych władz dzisiejszej rzeczywistości - łatwiej sterować ogłupionymi społeczeństwami. Nie bez kozery historia mówi,  że za głupie niewolnice płaciło się więcej, niż za te, które potrafiły czytać...

6 komentarzy:

  1. Zamiast dać kij, dajemy MARCHEWKĘ, Święta racja.. teraz wszystko się podaje na tacy wręcz, i co. to takie dobre ?
    Kurczę, to jest tak naprawdę temat rzeka. Ale niestety naprawdę da się zauważyć, że chociaż te nasze "nowoczesne " dzieci, dzieci 21 wieku mają większą wiedzę jeżeli chodzi o technologie czy najnowsze gadżety to są w większości niestety właśnie niedorajdami.
    Bo teraz wychowuje je komputer, internet, telefony. Wolą pograć na konsoli zamiast pośmigać na rolkach. I to wcale nie jest wina dzieci a nasza... rodziców..niestety

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się,że technologicznie te nasze dzieci rozwinięte b.od rodziców ale z resztą często kuleją:P pzdr :)

      Usuń
  2. Konsekwentnie uczę dzieci by wszystkie zadania wykonywały same dla ich dobra i mojego spokoju o ich przyszłość. Chciałabym tylko by panie w szkole to doceniały ale niestety często same faworyzują te wypieszczone prace ewidentnie wykonane przez rodziców.Przykre, bo jak tu później coś takiego dziecku wytłumaczyć:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błędne koło. Rodzic uczy jednego szkoła drugiego, dziecko jest rozerwane. W szkole mojej mamy rodzice sami zaprotestowali przeciwko tabletom i telefonom, choć to raczej w kwestii niwelowania różnic majątkowych. Zarządzenie miało być odgórne, szkolne, bo inaczej cześć rodziców i tak się wylamywalo i dawało sprzęty dzieciom. To trochę jak gra w dobrego i złego policjanta, tylko kto na tym traci? Dla mnie szkoła to współpraca między rodzicem a nauczycielem, ale ponieważ jeszcze trochę czasu upłynie zanim Antek wejdzie w ten wiek, to żyje na razie ideałami. Pewnie zderzenie rzeczywistością będzie jak zwykle bolesne.

      Usuń
  3. Niesamowicie wielkim błędem jest dawanie wszystkiego dziecku jak na tacy. Jednak okazuje się, że obecny młodzi rodzice chcą po prostu niejednokrotnie dać dziecku to, czego sami nie mieli lub także pragną je zwyczajnie chronić przed zniesmaczeniem, znudzeniem, rozczarowaniem. Technologia obecne także daje dziecku wachlarz "zabaw", które nie zmuszają do aktywności fizycznej, myślenia logicznego. Oj, ciężki jest żywot Nasz- Rodziców :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże... jakie to prawdziwe... i jakie smutne :(
    Nasze dzieci już chyba nigdy nie będą mieć takiego dzieciństwa jak my... :(

    OdpowiedzUsuń