piątek, 18 lipca 2014

SZCZEPIONKI



Będzie długo, więc proponuję przygotować przekąskę i uzbroić się w cierpliwość. Temat niełatwy, budzący wiele kontrowersji, wprowadzający rodzica w stan rozdwojenia jaźni. Ten post będzie dotyczył dzieci, ale w okresie wakacyjnym warto zainteresować się, jakie efekt może wywołać szczepionka, która ma zabezpieczyć nas podczas wyjazdów.

Pragnę zaznaczyć, że NIE JESTEM zupełną przeciwniczką szczepień. Uważam, że każdy powinien przemyśleć sprawę i ustalić indywidualny program szczepień swoich dzieci, obserwując jaki jest efekt podawania tych leków. Idealnie, gdy znajdziemy wyrozumiałego lekarza, który podejdzie do nas z dużą dozą wyrozumiałości i przedstawi nam wszystkie za i przeciw. Niestety, taki lekarz to skarb i jest ich niezwykle mało. Do tego poszukujący rodzic, który podejmuje temat indywidualnego kalendarza szczepień, jest niestety postrzegany jako nieodpowiedzialny, bezmyślny i z niczego robi dużo dymu. Nie dajcie się jednak stłamsić. Szukajcie, pytajcie i upewniajcie się u wielu źródeł, na tym polega myślenie, a nie poddawanie się jakiemuś nurtowi, który ktoś kiedyś sobie wymyślił.

Przydługi ten wstęp, więc do rzeczy - skąd w ogóle moje wątpliwości? Otóż u znajomych pojawił się problem alergii, przewlekłego (2 lata) braku apetytu i opóźnionego rozwoju u dziecka (autyzm wtórny). Rodzice podejrzewają, że jest to wynik szczepionki skojarzonej. Po setkach wizyt u lekarzy i specjalistów, nie zostało to wykluczone, jednak ani lekarze, ani instytucje państwowe nie biorą za to odpowiedzialności. Z kolei nacisk na rodzica w kwestii szczepień jest olbrzymi. Niestety, nikt nie informuje wprost jakie są skutki podawania dziecku leków w postaci szczepionek. W naszym kraju statystyki (jeżeli w ogóle znajdziemy) są niewiarygodne, ponieważ lekarze nie chcą rejestrować zgłoszeń rodzica, który twierdzi, że u jego dziecka wystąpił niekorzystny odczyn poszczepienny (NOP). Zaczęłam podczytywać i przypominać sobie co mówili do mnie na studiach. Temat przewinął się ostatnio również w mojej szkole rodzenia. Pani doktor była fantastycznie przygotowana, już na starcie powiedziała, że badania dra Wakefielda i górnolotny list prof. Majewskiej to niepoparte niczym bzdury. Jasno i przejrzyście przedstawiła obowiązujący kalendarz szczepień, twierdząc przy tym, że ona wierzy liczbom, a liczby mówią, że nie ma dowodów aby polskie szczepionki wywoływały NOPy. Ponadto wg pani doktor, nasze szczepionki nie zawierają rtęci, glinu i aluminium. Reszta gawiedzi siedząca ze mną na sali gorączkowo zapytywała o dodatkowe szczepienia na pneumokoki, rotawirusy, grypy, ospy, itd. - najistotniejsze było ile dawek, kiedy podać i ile to kosztuje. Pani doktor żywo reklamowała szczepionki, mówiąc, że wszystko co obowiązkowe i co rekomendowane podała dwójce swoich dzieci. Byłam w lekkim szoku słysząc fascynację i pewność tych wszystkich rodziców, co do zasadności ilości szczepień i czasu w jakim się je podaje. 

Cierpliwie wyczekałam, aż pozostali rodzice wydadzą całe oszczędności na ochronę życia swoich dzieci, podając im wszystko co możliwe (najlepiej w postaci kombajnów, czyli szczepionek skojarzonych, bo przecież to mniej dzidziusia boli)  i zadawałam kolejne pytania, na które niestety w większości nie uzyskałam satysfakcjonującej odpowiedzi. Bo zastanówmy się - po co obciążać dziecko w pierwszej dobie życia? Macie styczność z gruźlicą? Znacie kogoś kto tym prątkuje? Mieszkacie w skrajnie ubogich warunkach, wołających o pomstę do nieba w kwestii higieny...? Nie? Podobne pytania mogłabym zadać w przypadku WZW B. Rozumiem, kiedy Wasze dziecko wymaga transfuzji lub innego zabiegu operacyjnego, albo robicie mu tatuaż tuż po urodzeniu. Nie mówię, że w ogóle nie szczepimy na te choroby, ale głośno myślę, czy nie warto tego odwlec do 4-5 miesiąca? Pani doktor na moje pytania dlaczego jesteśmy jednym z 3 krajów na świecie, które szczepią w pierwszej dobie życia odparła, że "tak ktoś u nas to pomyślał i spotyka się przypadki chorujących noworodków". 

Moje zastrzeżenia budzą też adiuwanty, czyli to, co ma na celu wzmocnienie reakcji naszego organizmu na podaną szczepionkę, konserwanty i cała reszta dodatków, najczęściej peptydowych. Pani doktor powiedziała, że wycofano u nas wszystkie szczepionki zawierające pochodne rtęciowe, ale ponieważ pracuję w branży farmaceutycznej to wiem, że jeśli jakiś składnik leku jest poniżej dopuszczalnej granicy to nie ma obowiązku wypisywania go na ulotce. Nie znaczy to jednak, że go nie ma i nie wpływa na nasz organizm. Pediatra potwierdziła, że to samo jest w przypadku szczepionek. 

Drążąc temat pytałam o białkowe składniki leków - czy podanie szczepionki, w składzie której są białka, nie wywoła reakcji alergicznej? Otóż wywoła. Co więcej, jeśli dziecko nie jest uczulone, szczepienie może spowodować, że będzie, bo kolejne podanie tego białka wywoła taką samą reakcję, jak pojawienie się choroby na którą szczepimy. 

Pytałam o mnóstwo szczegółów, ale na koniec chciałam po prostu wiedzieć, czy wg niej nasz kalendarz szczepień jest racjonalny. Odpowiedź była "zaskakująca": "oczywiście, że tak". Ostatecznie zapytałam, dlaczego szczepimy małe dziecko na różyczkę, później przypominamy między 10 a 13 rokiem życia, a w 80% przypadków przeciwciała poszczepienne trzymają się nas ok. 10 lat (po przechorowaniu mamy je na całe życie). Jaki jest więc sens skoro szczepienie ma chronić głównie kobiety w ciąży? Odpowiedź pani doktor: "ale ilość przeciwciał zależy od uwarunkowań naszego organizmu i nie wykluczamy, że w tym wieku młoda kobieta będzie rodziła". Tylko dlaczego nie zaszczepić się później? Po co tego niemowlaka obciążać i ryzykować NOPem? I dlaczego ginekolodzy nie badają ilości przeciwciał u ciężarnej, tylko znowu - robią nic nie wnoszący wywiad?

Z tego spotkania wyszłam mocno zawiedziona. Odniosłam wrażenie, że pani doktor mówi tylko półprawdę. Gdyby nie drążyć tematy, wszystko byłoby idealnie. Poszperałam w sieci, chcąc posłuchać opinii innych pediatrów. Niestety, większość wywiadów wygląda tak samo - lekarz zachwala szczepionki, ale gdy padają konkretne argumenty przeciwników lub po prostu bardziej szczegółowe pytania, lekarz wycofuje się ze swoich postulatów, tudzież jest mocno zdenerwowany, że ktoś w ogóle podważa nasz system szczepień (polecam  poświęcić trochę czasu na tę audycję).

Sami nie zdecydowaliśmy co zrobimy. Będziemy szukać różnych opinii wśród lekarzy i rozsądnych rozwiązań wśród rodziców. Mam nadzieję, że uda nam się wypracować jakiś złoty środek, bo nie zaryzykuję kompletnym nieszczepieniem, ale też nie chcę na raz wpychać wszystkiego co mi nakazuje jakaś instytucja, nie biorąca zupełnie odpowiedzialności za ewentualne powikłania. Ciekawa jestem Waszych przemyśleń i działań. Nie chodzi mi o pouczanie, że szczepionki to najlepsze, co nam dała medycyna w walce z chorobami, bo to słyszałam przez 5 lat studiów i wierzę, że tak na prawdę jest, ale czy to czym nas karmią jest bezpieczne i racjonalne? Wiem, że w przypadku innych środków farmaceutycznych, często niestety to co się mówi, okazuje się być wierutną bzdurą służącą zarabianiu dużych pieniędzy.

3 komentarze:

  1. Ja mam jeszcze trochę czasu na zastanowienie się, ale myślę, że na podstawowe szczepionki z kalendarza szczepień zaszczepię dziecko, przy czym na WZW B wybiorę raczej Engerix B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zwróć uwagę na serie - polecam przejrzeć ulotki http://www.stopnop.pl/szczepionki/75-ulotki-i-sklad-szczepionek

      pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. ja swojej niuni na pewno nie podam tych klika w jednym ... o tych najglosniej sie slyszy ...

    OdpowiedzUsuń