Od mojego pierwszego tygodnia w pracy już trochę czasu minęło, zdążyłam się nawet, świątecznie rozleniwić i wyjeżdżając za miasto zapomniałam o Bożym świecie. W nowym roku przynoszę dobre wiadomości - powrót do pracy nie jest aż tak dramatyczny, jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Raportuję więc, jak nieco przewrażliwiona matka ogarnęła sprawę.
W niedzielny wieczór czułam się jak niegdyś przed 1 września, wieczorem wszystko przygotowane, chłopaki na rano też byli ogarnięci. Gorąca kąpiel, ustawiam budzik i wcześniej niż zwykle kładę się spać. Oczywiście tej nocy trafiła się najpełniejsza z pełni księżyca i im bardziej chciałam zasnąć, tym bardziej nie mogłam znaleźć sobie miejsca w łóżku, ciągłe zerkanie na zegarek też nie pomagało. Kiedy w końcu udało się usidlić Sida i zaczęłam przysypiać, mój syn uznał, że jego czas właśnie nadszedł. Resztę nocy drzemałam raz po raz sprawdzając czas, bo wydawało mi się, że już zaspałam. Budzik wyrwał mnie gwałtownie jak chwasta, zachłysnęłam się adrenaliną i popędziłam do łazienki. Pewna, że wszystko dokładnie zaplanowałam, przygotowałam poprzedniego wieczoru i nic nie może mnie zaskoczyć, oddawałam się z przyjemnością porannemu tuningowi, a ponieważ jestem kobietą, mogę robić kilka rzeczy na raz, prawda? Nie prawda. Nie w taki dzień. Nie po takiej nocy. Nie o 5.00 rano. Mam dla Was sprawdzony przepis na katastrofę: wstaw mleko na kakao, idź siku, a w drodze powrotnej machnij rzęsy - mleko bankowo wykipi. Wrzuć klucze do szafki przy drzwiach, żeby rano nie szukać - na pewno nie znajdziesz. Nie pryskaj zamków, żeby nie zamarzły i nie sprawdzaj czy masz skrobaczkę do szyb w aucie - gwarantuję połamane paznokcie i spóźnienie pierwszego dnia w pracy, nawet jeśli miałaś w zapasie 30min.
Wpadam do labu zdyszana, nie ma transparentów, fajerwerków i confetti. Może to lepiej, bo z porannej fryzury nic nie zostało, a makijaż wymaga poprawek. Wchodzę więc do toalety i... nic za mną nie biegnie, nic nie wyżera żelowych odświeżaczy z muszli - pełen komfort. Później było już z górki: okazało się, że wszystko na mnie czekało - moja szafka, biurko, świeżutkie fartuchy i ulubione szpatułki, a co najważniejsze - ludzie! Po milionie bardzo miłych pytań co u nas, dostałam do zrobienia jakieś banały na rozruch. Zanim jednak ogarnęłam tę kuwetę i kwestię nowych procedur, minął cały dzień. Zaprogramowana na Antka, wydzwaniałam do P. jak sobie rano poradzili, a opiekunka do dzisiaj wysyła mi zdjęcia, jak towarzystwo się bawi. Punkt 14.00 pobiegłam się przebrać i już 14.20 stałam pod bramą opiekunki. Coś ściskało mi żołądek na myśl, że zaraz go znowu przytulę. Mogę go odebrać najwcześniej 14.30, więc czekałam w samochodzie, wiercąc się na fotelu. Pierwsze dwa tygodnie karmiliśmy się jeszcze w punkcie opieki, teraz robimy to dopiero w domu. Po powrocie mamy czas dla siebie - domowe zabawki wracają do łask - jakby się za nimi stęsknił. O 21.00 padam na pysk, ale rano znowu budzik strzela adrenaliną i z nowym zapałem ruszam do pracy. Choć tęsknię za nim cały dzień, to jednak dobrze jest przewietrzyć trochę mózg. Początki są trudne, warto więc przed rozpoczęciem obowiązków zadbać o kilka drobnych rzeczy, a komfort psychiczny będzie zdecydowanie większy.
Musisz wiedzieć na czym stoisz.
Zanim wrócisz do pracy szczerze porozmawiaj ze swoim przełożonym. Zapytaj jakie ma wobec Ciebie plany, czego wymaga i czy na pewno wracasz do swoich poprzednich obowiązków. Jeśli potrzebujesz elastycznego czasu pracy, chciałabyś tymczasowo zawiesić pracę zmianową, albo kontynuujesz karmienie piersią - jasno to zakomunikuj. Nie bój się wyrażać własnych potrzeb - nie ma nic gorszego niż niedomówienia. Uwierz mi - przełożony też chce wiedzieć na co może liczyć.
Wykazuj zainteresowanie.
Nie zrywaj kontaktów ze znajomymi z pracy podczas urlopu. Spotkaj się czasem z koleżanką, zadzwoń do kumpla z biurka obok i zapytaj jak leci. Dobrze jest wiedzieć co dzieje się w firmie, a kiedy wrócisz nie będziesz czuła się tak bardzo wyobcowana.
Bez paniki i ciśnienia.
Nie denerwuj się, że nic już nie pamiętasz. Z pracą jest jak z jazdą na rowerze - tego się po prostu nie zapomina. Jasne, że przez rok wiele się mogło zmienić, dlatego daj sobie czas na wdrożenie, zorganizuj na nowo stanowisko pracy. Ani się nie obejrzysz, a zanim pozbierasz długopisy, wlepki i pieczątki, będziesz biegła do dziecka ;) nie łap 10 srok za ogon, a z każdym dniem będzie lepiej. Zapomnij o czystych podłogach, przyzwyczaj się do sterty niewyprasowanego prania i rozrzuconych zabawek. Nie ogarniesz wszystkiego. Zresztą staropolskie przysłowie mówi, że tylko nudne kobiety mają perfekcyjnie czyste domy.
Oddaj dziecko w dobre ręce.
Sam fakt oddania malucha w obce ręce wiąże się z dużym stresem, a niepewność czy mu dobrze w nowym miejscu dodatkowo obciąża nas w czasie pracy. Postaraj się żeby dziecko zaadaptowało się zanim wrócisz do pracy - rano wyjdziecie z domu na luzie, nie będziesz musiała zostawiać go w pośpiechu. Twój spokój jest bardzo ważny i od niego zależy, jak dziecko zareaguje na nową sytuację. Kiedy zobaczysz, że maluch dobrze sobie radzi, z ulgą wrócisz do pracy.
Pomysł na siebie.
Pomyśl, że powrót do pracy może być dla Ciebie szansą na coś wielkiego. Zastanów się gdzie masz pole do popisu, odkryj nowe możliwości, rozwiń skrzydła i zabłyśnij u pracodawcy. Przełożony zauważy zaangażowanie i na pewno doceni fakt, że nie przychodzisz tylko odbębnić 8h pracy.
W Nowym Roku życzę Wam spokojnych powrotów do pracy i anielsko grzeczych dzieci :)
Jak miło czytać o takich powrotach do pracy :) Ja też się powoli zbieram... i dodatkowo zupełnie przekwalifikowuję, mam nadzieję, że też pójdzie gładko :)
OdpowiedzUsuńW takim razie życzę powodzenia i z niecierpliwością śledzę Twoje losy :)
UsuńOj przyda się, przyda... mój powrót już tuż, tuż... ale powiem Ci, że troszeńkę, taką małą odrobinkę cieszę się ;)
OdpowiedzUsuńMoże to dziwne, ale czy nie jest tak, że nawet jak się cieszymy, to jakoś to ukrywamy za niepotrzebnymi wyrzutami sumienia? Powodzenia! I odważnie!
UsuńJa nie mam wyrzutów sumienia... byłam świadoma tego i jakoś się nastawiłam bez zbędnych ceregieli... Ale może pomógł mi w tym fakt, że Ola zostaje z moją mamą i nie muszę posyłać jej do żłobka, ani szukać niani. Za rok w styczniu chciałabym ją już posłać do przedszkola w bloku obok :) Lubi towarzystwo, świetnie się w nim odnajduje, więc czemu nie? Uważam, że takie "instytucje" rozwijają dzieci :)
Usuńehhh zazdroszczę trochę. ja to w sumie wracać nie musiałam, bo pracowałąm all the time i w ciązu i po ciaży ale w domu, a mi się taaak ludzi chce :) wyjść do nich
OdpowiedzUsuńJa niestety nie mam dokąd wracać, więc dopiero jak poślę dziecko do przedszkola, będę mogła rozglądać się za jakimś zajęciem. Jednak Twoje rady wezmę sobie do serca. Kiedyś, przy drugim dziecku, będą jak znalazł :)
OdpowiedzUsuńSuper, że u Was poszło bez problemów. Mnie troche przeraża wizja ogarnięcia siebie i dziecka rano, ale moze nie bedzie tak zle. No i szczęściara z Ciebie, że kończysz pracę tak wcześnie!nasza córcia będzie musiała spędzić u opiekunki co najmniej 8h :(
OdpowiedzUsuńPracuje od 6.00 do 14.00, ale mam jeszcze godzinę do wykorzystania na karmienie, wiec jeżdżę na 7.00. Pamiętaj, że matka karmiąca ma 2x30min dodatkowej przerwy!
UsuńU mnie w szpitalu sie to nie sprawdzi... bo ja zmieniam kogos i ktos zmienia mnie... nie moge sobie wyjsc godzine szybciej, czy przyjsc godzine pozniej, bo nikt za mnie pracowac nie bedzie :( O i taka to polityka :/
UsuńAnielsko grzeczne dziecko? Niee, to byłoby za nudne ;)
OdpowiedzUsuńJa pamiętam jak na uczelnię wracłam. Mały miał wtedy zaledwie cztery miesiące i cały czas był na mleku (w domu praktycznie cały czas wisiał na mnie albo syn albo laktator, brrr). Dla mnie stres był głównie o mleko. Zamrażalnik był pełen zapasów, ale i tak liczyłam je najstaranniej jak mogłam. Do tego bardzo uciążliwe było długie przebywanie na zajęciach bez odciągania (nie zawsze był na to czas). Teraz już na szczęście jest dużo łatwiej ze wszystkim. Kwestia przyzwyczajenia. Jednak zgadzam się, że "przewietrzenie mózgu" jest absolutnie cudownym uczuciem. Wracam do domu znów pełna sił i chęci do zajmowania się maluchem :)
OdpowiedzUsuńMi brakuje takiego przewietrzenia mózgu. Szczerze Ci zazdroszczę powrotu do pracy.
OdpowiedzUsuńMnie powrót do pracy czeka już nie długo. Trochę się boję, ale co poradzić :)
OdpowiedzUsuńJa tez się bałam! Napisałam o tym zresztą w poprzednim poście. Na pewno dasz radę!
UsuńTylko pogratulować takiego powrotu :) Nie taki diabeł straszny, co? ;)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim super, że miałaś gdzie wrócić, no i wrócić tam chciałaś :)
A z czasem to myślę, że w organizacji wyjść i powrotów to z Dzieciaczkami osiągniecie mistrzostwo! Ale wiesz, nie może być rutyny, zawsze jakaś "przygoda" pewnie się trafi ;p
W ogóle strasznie pozytywny post! Miło się go czytało :)
Ja niestety nie mam gdzie wrócić, a na myśl o szukaniu pracy, rozmowach kwalifikacyjnych, krępujących pytaniach, które i tak padają... ściska mnie w żołądku i mdli, a czasem nawet i łzy płyną... =/ Zobaczymy, staram się z całych sił nastawiać pozytywnie!
A może trafisz na super pracodawcę? Mój kierownik sam ma 4 dzieci, więc mogę liczyć na jego zrozumienie. Życzę Ci, żebyś mogła przebierać w super ofertach :)
UsuńŻyjemy sobie w Anglii i odliczamy dni do powrotu do domu (w maju tego roku) :). Nawet planuję wrócić do bloga, ale to już jak będę w swoim ukochanym miejscu. Tutaj tak bardzo tęsknie, że aż mi się nic nie chce, ani pisać, ani robić zdjęć. Do tego ten notoryczny brak słońca działa na mnie depresyjnie. Cieszę się, że tak pozytywnie wyglądał Twój powrót do pracy, zaglądałam do Was cały ten rok w oczekiwaniu na jakiś nowy wpis :). Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie za kilka miesięcy...
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością! Może jednak pisanie - nawet bez zdjęć - dobrze by Ci zrobiło? Tak, czy inaczej - nie mogę się doczekać, aż wrócicie. Pozdrawiam serdecznie!
UsuńPowiem ci tak, ja strasznie bałam się powrotu do pracy :-( raz, że nie była to super praca bo odzież..dwa szefostwo zawsze mnie przerażało, trzy zmieniły się skład przez rok.
OdpowiedzUsuńPowiem ci pierwszego dnia po urlopie zostałam zwolniona, bez słowa wyjaśnienia, bez pieniędzy...
Jednak życie jest piękne i przewrotne :-) dzięki tym wydarzeniom jestem już w miejscu na wieki (mam nadzieję). Nic już ludziom nie wpycham, nie proszę o zakup teraz ludzie do mnie przychodzą :-)
Ale powrót po roku zawsze jest trudny nie ma się co oszukiwać
Nic się nie dzieje bez przyczyny. Fantastycznie, że udało Ci się tak trafić:)
UsuńGratuluję :)
OdpowiedzUsuń