piątek, 14 listopada 2014

BEZ LUKRU

rys. Anna Betlejewska

Nie, to nie będzie pachnący pierniczkami post "Święta first minute". Dziś rzecz o macierzyństwie, przepraszam za wyrażenie - będzie bez rzygania tęczą. Zmęczenie i frustracja sięgnęły zenitu. 

Dumnie noszę tytuł mamy, nie zamieniłabym tego na żaden inny stan, ale nie jestem matką-cyborgiem, bywam niewyspana i nie mogę patrzeć jak moje dziecko płacze rzewnymi łzami (tak, tak, płyną już!). Do tego siedzenie w domu wyraźnie mi nie służy. Nosi mnie, już chcę wyjść do ludzi, pojechać na wycieczkę z małym, pójść na zakupy. Coś że sobą zrobić, a nie obrastać mchem jak to mówi mój Małż. 

Skończyliśmy miesiąc, za nami dni przefantastyczne i trochę,  nazwijmy to... słabe. Zaczęło się od 'kryzysu laktacyjnego'; książkowo w 3 tygodniu. Antek nie dojadał, więc dwa dni spędziliśmy w łóżku wisząc na cycku. 'Co to są dwa dni...' powiecie, ano cała wieczność biorąc pod uwagę obolałe, ogryzione (on na prawdę nie ma zębów?!), wyciągnięte brodawki  i wyrzuty sumienia dążącej do ideału matki, która w piękny jesienny dzień nie wychodzi z dzieckiem na spacer. Ostatecznie bar mleczny nadrobił braki i  Szkrabek znowu miał co jeść. Pech chciał, że w nocy (no jasne, że w nocy...) zwijał się jak ta wija. Bąk, rzyganie, ulewanie. Matka oczywiście odstawia i tak wątpliwe smakołyki i wcina ryż, kaszę i suchary. Efektu brak, diagnoza: kolki (oczywiste...). Kropelki jedne, kropelki drugie, nosimy, dziobiemy na brzuchu, kąpiemy, grzejemy termoforem, ale złoty środek to oczywiście cycek, do którego trzeba się przecież tak dossać, że aż nosem płynie. Nie ma dziwne, że kolki. Matka staje na rzęsach, struga wariata, żeby wszystko grało i buczało. Buczy. I ryczy. Czasem się uśmiechnie, ale mądre książki piszą, że to grymas wywołany pracą jelit, więc wszystko się klei. Klei się też przewijak i podłoga dookoła, bo matka nie zawsze zdąży zareagować na niespodziewaną torpedę. Wróć, zwykle nie zdąży. W nocy zawsze weźmie ją z zaskoczenia. I tak moja motywująca piżama YOU'RE BEAUTIFUL została potraktowana kleksem za każdym razem jak ją założyłam. Przynajmniej wiem jak postrzega mnie mój syn. 

Właśnie historia zatacza koło. Weszliśmy w kolejny skok rozwojowy. W piątym tygodniu mój Szkrabek ćwiczy intensywnie emisję głosu i pojemność płuc. Przechodzi sam siebie, w łóżeczku nie, wibracje materaca nie, huśtawka nie, wózek nie, spacer nie. Nie śpiewaj, nie włączaj melodyjek, nie kołysz, nie noś, nie kładź na brzuchu. Cycek? Mogę chwilę pogryźć. Co jeszcze matce zostało? Łapię więc za mądre książki i czytam, edukuję się i wszystko jest takie proste, oczywiste. W teorii. 

W dzień jestem ostoją cierpliwości. Wieczorem najdrobniejsza rzecz potrafi wyprowadzić mnie z równowagi. Gdy Małż wraca z pracy, sprzedaję małego i biegnę pod prysznic, żeby ochłonąć z wrażeń. Biorąc pod uwagę, że skoków rozwojowych jest 7, oswajam się z myślą, że najgorsze dopiero przed nami i czekam na kolejny resetujący wszystko uśmiech Szkrabka wierząc, że nie jest to jedynie grymas jelitowy.

30 komentarzy:

  1. kochana rekawy zakasaj i do roboty hihi nikt nie mówił że będzie łatwo jak to mawia mój boss;-)
    ale ale pamietaj że jednak bilans z macierzyństwa wychodzi jednak dodatni jak już minie cięzki okres czyli za 20lat hihi kochana żartuję;-)
    bywa ciężko to fakt ale dasz radę i za jakiś czas będziesz widziała same uroki
    Powiem Ci tylko że teraz uśmiech a za jakiś czas wyznanie z nienacka KOCHAM CIĘ MAMO albo te małe raczki oplatające szyję to coś pieknego już boje się że to przeminie i zostanie mi tylko do przytulania M hihi
    trzymaj się kochana:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. że tak dodam skąd Ty masz moja prywatna fotę;-) hihi

      Usuń
    2. taak, "padłaś? powstań, popraw koronę i zasuwaj!" - chyba zafunduję sobie taki kubek ;) a fota... chyba każda z nas w pewnym momencie tak wygląda :P

      Usuń
  2. U nas też kryzys więc niestety nie pocieszę ale łącze się z Tobą w te sytuacji .

    OdpowiedzUsuń
  3. Ehh przypomniały mi się takie dni. Bo bywały... ale daję słowo, że miną! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż mi się przypomniały nasze ciężkie czasy i dostałam gęsiej skórki. Niestety... trzeba to po prostu przetrwać :(. U nas nie za bardzo pomagało cokolwiek, zadziałał czas i samo przeszło. Bądź silna Kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak tak płacze to czas ciągnie się niemiłosiernie, znów jak śpi to leci jak oszalały...

      Usuń
  5. Pięknie opisane! Takie są właśnie blaski i cienie macierzyństwa. Ehh, te facety nie wiedzą przez co my przechodzimy;P u Antka jutro stuknie miesiąc i wypisz wymaluj jest podobnie, z tym że chyba nie przechodzimy przez kolki. Łączę się w tych trudnych chwilach i przesyłam pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę, że kryzys miesiąca jest często na tapecie... ale u nas minęło i jak inne mamy piszą u nich również. Więc trzeba to tylko przeczekać, bo przynajmniej ja nie znalazłam magicznego lekarstwa :) miałam nawet kryzys czy nie przejść na mm, bo wtedy się poprawiło, ale dotrwałam! Choć myślałam, że tym płaczom nie będzie końca. Trzymaj się kochana!

    PS byliście u lekarza? Moze to norma, ale może jaka alergia?

    PS1 Próbowałaś ukoić ból sławną suszarką, termoforkiem? A krople jakie? U nas dał radę Delicol, a na dłuższą sprawę Sab Simplex.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. suszarka i termofor działają, ale na krótką chwilę. odstawiłam mleko i w ogóle krowę - zobaczymy jaki będzie efekt.

      Usuń
  7. Oj, skąd ja to wszytko znam... U nas aktualnie kolejny (jak dla mnie chyba najgorszy skok), który objawia się budzeniem się po miliard razy w nocy z płaczem i marudzeniem cały dzień, bo przecież mama musi być blisko. Ach, jakoś to musimy przetrwać :)

    OdpowiedzUsuń
  8. NIe dziwię się, że dopadł kryzys. Każda młoda mama chyba ma taki moment, w którym uważa że nie da rady, że jest BEZNADZIEJNA. Ale to mija :) naprawdę!
    Bardzo się cieszę, że podołałaś w kryzysie laktacyjnym. Naprawdę jestem z Ciebie dumna - bo mi się nie udało. Ja przegrałam, że tak powiem :(
    Wyciągnęłam z tego bardzo wiele wniosków i już teraz wiem jak zachować się przy drugim dziecku...

    Człowiek niestety uczy się całe życie.
    Życzę dużo cierpliwości!! Trzymam za Was kciuki i mam nadzieję, że jakieś foto ze spacerku się kiedyś pojawi - z uśmiechem na ustach! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. grunt, że wiadomo co można poprawić, wiadomo, że nie zawsze wszystko od razu wychodzi. Polecam konsultacje z doradcą laktacyjnym - potrafią zdziałać cuda!

      Usuń
  9. "trzeba się przecież tak dossać, że aż nosem płynie. "- oj jakbym widziała Mojego jak sie przyssie do piersi.
    Ja jak byłam w szpitalu to miałam kryzysy- bo sama i po cesarce- jeszcze w dzien operacji robiłam wszystko przy Młodym. Mama przyjechała na kilka godzin w dzień tyle ile mogła ale wiadomo jak jest- ogólnie byłam sama. I noce były straszne. A potem wróciłam do domu i jak ręką odjął. Mogłam iść w końcu do talety bez pośpiechu z myslą czy jeszcze śpi- podczas mycia rąk. Jestem ciekawa czy i u nas wystąpi ten cały kryzys laktacyjny. Trzymam kciuki Kochana, abyś przetrwała te najgorsze chwile!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak, pamiętam dokładnie ile się nakombinowałam żeby wyjść do toalety w szpitalu. 4 dnia dopadł mnie taki kryzys, że wyłam i chciałam straszliwie do domu. a z tym mlekiem w nosie... brakuje tylko żeby uszami jeszcze płynęło... :P

      Usuń
  10. Ja wiem, że to wcale nie jest śmieszne, ale uśmiałam się, masz smykałkę do pisania :) Trochę mnie przeraziłaś, to wszystko przede mną, łącznie z porodem ( no niech już się wykluje!!!), ale damy radę! Powodzenia i dużo cierpliwości, szczególnie podczas skoków :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Skąd ja to znam ? przeszłam przez te wszystkie kolki, karmienia i ząbkowania dwa razy i szczerze powiedziawszy - łatwo nie było. Ale teraz, patrząc na moje 14 - i 15 - letnie pociechy dochodzę do wniosku, że to wszystko to było tylko małe preludium do prawdziwego bycia rodzicem... ;) Ale i tak nie oddałabym tego za nic w świecie :D Pozdrawiam i ... trzymam kciuki ! - M.

    OdpowiedzUsuń
  12. Trzymaj się dziewczyno. U mnie mały co prawda kolek nie miał ale kiedy wspominam te pierwsze tygodnie to faktycznie lekko nie było. Mogę Cię pocieszyć, że potem jest już z górki, szybciej opanujesz o co małemu kaman. A i trochę uodpornisz się na ten płacz bo w pierwszych tygodniach to ja byłam cała w stresie że coś jest nie tak.
    Luzik, będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ojeju jeju... aż się sama boję, co to będzie i co mnie czeka... ale tak chyba ma większość młodych matek... Są chwile cudowne, są i te gorsze, które niestety trzeba przetrwać... Mam nadzieję, że te gorsze chwile szybko minął i znów będziesz mogła się szczerze uśmiechnąć i powiedzieć sobie w duchu jakie to macierzyństwo jest cudowne... ;)
    P.S. Tak z ciekawości zapytam... na jakie szczepionki się zdecydowałaś? :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Trzymam kciuki żebyś dała radę! U mnie początki były podobne (pomijając kolki), cyc, cyc, cyc. Teraz trochę tęsknię za tym, bo wtedy chociaż tv dało się obejrzeć i poleżeć cały dzień na kanapie karmiąc. Cyc był też dobry w skokach rozwojowych. Na szczęście chyba w pierwszych 2-3, potem nawet nie zauważałam kiedy ten skok był. Powodzenia! :)
    mama-w-trampkach.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. U nas też pierś była lekiem na wszystko:) Takie już są uroki. I tak się cieszyłam, że karmię piersią. Gdybym karmiła butelką to co bym stosowała na wszystkie bolączki? Mnie niedługo czeka to podwójnie, to dopiero będzie, aż boję się pomyśleć.

    OdpowiedzUsuń
  16. Początki macierzyństwa do łatwych niestety nie należą. :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Po Twoim wpisie dopiero widze jaką ja byłam szczęściara ,że L nie miał kolek. Byłam sama z nim przez trzy mieisace po urodzeniu bo M musiał wracać do Australii dokończyć kontrakt.Chyba bym nie dała rady.u mnie była sielanka jednym słowem,ale trzymam za Was kciuki Kochani.

    OdpowiedzUsuń
  18. Wszystko w końcu minie ja też chodziłam po ścianach, dziś mamy trochę ponad 3 miesiące i mamy problemy z kupką prawdopodobnie nietolerancja laktozy- wystąpiła po szczepieniach! Ryk cuda, strach otwierać pieluszkę z kupą... Robimy badania mamy już 4 lekarzy... badania wykonujemy w 3 laboratoriach..., do tego Tatuś się rozchorował na grypę i latam jak sanitariuszka medyczna podczas wojny między jednym cierpiącym a drugim ;) Niech mnie nikt zatem nie pyta jak przygotowania do świąt ;/ Tak więc jestem z Tobą, trzymaj się! W końcu być może meta już blisko i będzie dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Eh, teraz dopiero rozumiem, co miałaś na myśli pisząc ten post, my już po pierwszym skoku i w trakcie drugiego (żegnaj, śnie!). Pozdraiwam :)

    OdpowiedzUsuń
  20. A juz myslalam ze jestem jedyna mamusia ktora przezywala cos podobnego. U mnie konczy sie drugi miesiac wlasnie, pod koniec pierwszego chcialam uciec w Bieszczady, teraz mala ma humorki po szczepieniu. Jest "na nie" tak z zasady....

    OdpowiedzUsuń