Są dwie teorie: jedna mówi, że należy przestrzegać diety, unikać wszelkich alergenów, pokarmów wzdymających i ciężkostrawnych. Zwolennicy drugiej teorii twierdzą, że jemy wszystko, ale z umiarem i obserwujemy. Jako że uważam jedzenie za jedną z przyjemniejszych rzeczy w życiu, bliżej mi do drugiej teorii. Jak to się sprawdza w praktyce?
Jeszcze leżąc w szpitalu dziwiłam się, że dostajemy na śniadanie zupę mleczną, a obiady to kalafiory i ciężkie, zaprawiane sosy pomidorowe! Na miłość B, co oni nam podają! Poradnikowa zbrodnia - burzyłam się. Żyłam praktycznie na sucharkach i wodzie (inna sprawa, że po cesarce przez dobę nawet nie można myśleć o czymś innym). Po 5 dniach byłam już tak głodna, że zjadłabym konia z kopytami, marzyłam o solidnym kawałku mięcha. Po powrocie do domu zaczęłam spokojnie - rosołek, gotowany kurczak, warzywka. Do tego standardowo jakieś ryże i kasze, a na śniadanie granola. Minęły kolejne dwa tygodnie i nie mogłam patrzeć już na drób (sic! chyba normę niedzielnych rosołków do końca życia wyrobiłam). Wprowadziłam cielęcinę, upiekłam ziemniaki w piekarniku z odrobiną oliwy z oliwek, jadłam dużo nabiału (mleko w każdej postaci, nawet kakao). Już było lepiej. Jak to po narodzinach bywa, zaczęły nas odwiedzać tabuny ludzi, a przecież nie wypada odmówić ciasteczka prawda? Tylko jeden kawałeczek... z każdego rodzaju. Popełniłam nawet orzechy, ale na dłuższą metę unikam, bo P. ma alergię. Koleżanka z pracy też bardzo się starała - przywiozła ciasto marchewkowe, bezglutenowe, na oleju kokosowym... Wszystko pięknie, ale od serca sypnęła cynamonem. I co? No oczywiste, że zjadłam. Z dokładką nawet (swoją drogą wyglądałam chyba na mocno wygłodniałą). Antek trochę w nocy marudził, ale nie bardziej niż zwykle.
Niestety po trzech tygodniach dopadły nas kolki. To znaczy myślałam, że to kolki (no bo skąd niby mam wiedzieć jak te kolki wyglądają?!), ale natchnął mnie jeden z komentarzy i zaczęłam czytać i obserwować. Do częstego ulewania i wymiotów (zwłaszcza w nocy) doszła wysypka. Najpierw kolana, później buzia i brzuch. Pierwsza myśl - skaza białkowa. Potwierdziło się u pediatry. Cała moja dieta opierała się na nabiale wszelkiej maści. O ile wołowinę i cielęcinę nietrudno mi odrzucić, o tyle bez nabiał ciężko. Wyobraź sobie drogi czytelniku śniadanie bez masła, mleka, sera (białego, żółtego, topionego, smażonego, fety, cheddara, cordon bleu, jaki sobie nie wymyślisz...), śmietany, jogurtu, maślanki, kefiru. A i zalecają piec chleb samemu, bo w kupnym też mleko. Jak żyć? Na razie krowie białko odstawiamy na dwa miesiące, a później zaczniemy powoli jeszcze raz. Już odliczam dni.
Są jednak plusy całej sytuacji - zgłębiam tajniki kuchni wegańskiej, kreatywna kuchnia to moje nowe zajęcie ;) Nie powiem, że życiowemu mięsożercy to pasuje, ale nie ma wyjścia. P. ma na ten temat swoją teorię mówiącą nawet o toksycznosci takiej diety: "to jak podać lwu trawę" - skomentował moje ciasto dyniowo-jaglane. Jakie wprowadziłam zamienniki? Sery krowie na śmietdzące sery kozie - dają się przełknąć, ale przy byle zapiekance odczuwam niestety bolesny brak kolegi żółtego (wyczytałam już, że jest wersja wegańska :D). Druga duża zmiana to mleko krowie na mleko ryżowe i owsiane. Nie jest to rewelacja, ale zawsze lepiej tak, niż w ogóle. Do granoli zdecydowanie lepsze ryżowe, do pieczenia owsiane. Dlaczego nie sojowe? Mądre głowy piszą, że 20% dzieci uczulonych na krowę reaguje podobnie na soję, a poza tym jest modyfikowana. Z pozostałych alergenów musiałam wykluczyć też seler i pomidory niestety. Jak widać życie szybko zweryfikować moje wyobrażenie o żywieniu. W ciąży jadłam wszystko właśnie po to, żeby teraz nie było problemów i co? I znowu nic z tego. Nie ma lekko jak w rodzinie są alergie, ale mam nadzieję, że Antek z tego wyrośnie. A dla Was przepis na mleko ryżowe, możecie spróbować z czystej ciekawości:)
MLEKO RYŻOWE:
100g ryżu (1 torebka)
laska wanilii, ewentualnie cukier waniliowy
3 szklanki wrzątku
Ryż gotujemy z wanilią, dobrze gdy jest lekko rozgotowany.
Wanilię wyjmujemy, dolewamy 3 szklanki wrzątku i dokładnie blendujemy.
Przecedzamy przez gazę lub gęste sito i gotowe.
Jeśli mleko jest zbyt gęste można dolać wody.
Można przechowywać w lodówce na pewno przez 3 dni.
Przypominam o naszym urodzonowym GIVEAWAY, a tu GRUDNIOWA tapeta dla Was :) enjoy!
Przypominam o naszym urodzonowym GIVEAWAY, a tu GRUDNIOWA tapeta dla Was :) enjoy!
Ja nie jadłam w ogóle produktów wzdymających z typu groch, kapusta, kalafior. Ograniczałam te, które potencjalnie najczęściej uczulają np. cytrusy, truskawki, orzechy, mleko - jadłam ale w niewielkich ilościach. Kolki się pojawiły, jak u większości dzieci, było kilka ciężkich nocy, zarówno u syna jak i córki, ale jakoś nawet szybko minęły. Mam to szczęście, że syn nie jest na nic uczulony, a córka nie wiem jeszcze, ale na dzień dzisiejszy też wydaje się, że nie.
OdpowiedzUsuńWiększość mam podczas karmienia stosuje jakieś jedzeniowe ograniczenia, niestety, tak to jest.
No niestety, ale mam nadzieję, że to chwilowe:)
UsuńJa płaczę z tęsknoty gdy widzę biały ser i mleko..tyle razy chciałam rzucić karmienie piersią bo nie mam już sił...zwłaszcza gdy po moim katowaniu się małą i tak boli brzuch..
OdpowiedzUsuńWytrzymasz! Choć przyznam szczerze, że czasem już pomysłów brak.
Usuńoooo mleko ryżowe...jutro wypróbuję! Ja nawet nie chcę wspominać mojej diety karmiącej i codziennych krupników. Czytając aż mną zatrzęsło, że nasza położna tak sobie bez żadnych konsultacji i badań kazała mi odstawić nabiał. Głowa do góry, zobacz ile nowych smaków:) Mam nadzieję,że przepisy będą się tu pojawiać?:)
OdpowiedzUsuńach będą, będą przepisy :) następny już w przygotowaniu ;)
UsuńNie jadlam, ale wanilie jak i ryz uwielbiam. Trzeba sie wiec zabrac za przygotowanie, bo narobilas mi smaka :)
OdpowiedzUsuńsmacznego! :)
UsuńPowodzenia i wytrwałości w prowadzeniu diety!
OdpowiedzUsuńSynek mojej koleżanki też nie tolerował białka mleka krowiego, wyrzuciła ze swojej diety te produkty na jakiś czas, później powoli zaczęła je wprowadzać i okazało się, że synek nie toleruje jedynie jajka, więc mam nadzieję, że u Was też wszystko wróci do normy
Współczuję Ewuś...u nas też były kolki( i też nie wiedziałam, że kolki) ale po tym jak miałam zapalenie piersi a potem szybko pokarm zanikł a my przeszliśmy na mleko do rozpuszczenia ;-) wszystkie nasze problemy ustały ;-)
OdpowiedzUsuńO rety, rety ile Cię wyrzeczeń czeka, to musi być naprawdę trudno... Co prawda z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, jedno można zastąpić drugim, ale faktycznie to nie to samo... i ciężko tak, gdy do tej pory jedzenie sprawiało przyjemność i jednak ma się jakieś tam swoje przyzwyczajenia... Ja to aż się boję jak to będzie u nas... Oczywiście na razie to w ogóle się modlę, żebym mogła karmić piersią, a jak to już nam wyjdzie, to będę martwić się resztą :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że u Was z tygodnia, na tydzień będzie lepiej i w końcu będziesz mogła powrócić do tego, co naprawdę Ci smakuje...
A Twoje posty to będą dla mnie drogowskazem na przyszłość... ;)
Trzymam kciuki :*
Ja bardzo uważałam na to, co jem. W szpitalu za to zaserwowano mi m.in. parówki z musztardą. Też byłam zdziwiona. Kolki nas ominęły, a uczulenie pojawiało się tylko po jajkach. Zmieniłam je na zerówki i przeszło, na szczęście. Przeżycie roku na potrawach gotowanych na parze to było nie lada wyzwanie. Bez nabiału byłoby mi trudno. Szczerze współczuję.
OdpowiedzUsuńJa niestety na diecie matki karmiącej byłam krótko, stanowczo za krótko, ale na ten temat można przeczytać na moim blogu - teraz nie chcę mi się znów poruszać bolesnych dla mnie kwestii... Bo nie ma nic piękniejszego niż ukochane Maleństwo przylgnięte do Twojej piersi i wpatrzone w Twoje oczy :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że wiele młodych mam ma okazję zaczerpnąć dzięki Tobie troszeczkę wiedzy. Bardzo fajny i przydatny post
Ja na samym początku bardzo pilnowałam diety. Ponieważ syn miał silne kolki nie jadłam same lekkie, niesmażone potrawy, bez mleka. Ogólnie bułeczka pszenna z masłem roślinnym i parówką oczywiście bez surowych warzyw, owoców. Nic to nie pomagało, a ja po miesiącu schudłam poniżej wagi sprzed ciąży. Dlatego teraz jem wszystko, a mały ma się dobrze :)
OdpowiedzUsuńte kolki są najgorsze, mi było bardzo trudno obejść się bez kawy, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJa też próbuję różnych potraw - oczywiście nie tych już z listy "unikaj", bo mój Młody to kolki niestety ma i muszę obserwować go jak zjem coś nowego. Ale ogólnie to nie trzymam się tylko gotowanego, ale jem różne rzeczy. Aczkolwiek boję się że u nas też może mieć skazę, bo ja ogólnie nabiału to prawie w ogóle nie jem ale jak ostatnio wypiłam mleko to już mu leciało z buzi- i płakał bo go brzuszek bolał. Ale może to była reakcja na inny produkt ...
OdpowiedzUsuńU mnie też swegho czasu wisiał post o diecie matki karmiącej :) Ja też od początku jadłam wszystko, Alicja ma się świetnie, po niektórych potrawach oczywiście były kłopoty z brzuszkiem, dlatego je wyeliminowałam :)
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do zabawy Libster Blog Award, pytania u mnie na blogu http://bedemamusia.blogspot.com. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMiałam dokładnie takie same plany żywieniowe jak Ty :) Niestety i nas dopadły kolki, czy cholera wie co - w każdym razie ryk w niebogłosy o różnych porach dnia. Kolki tak naprawdę zdiagnozowałam sobie sama. Lekarstwa na tą dolegliwość, powiedzmy sobie, raz dawały radę raz nie. Zaczęłam ścisłą dietę, co tu u nas w Turcji jest mega wyczynem, bo uchodzę za dziwoląga i co gorsze, bardzo trudno o produkty, które mogę jeść. Za radą polskiego pediatry zrezygnowałam na jakiś czas z nabiału - z ogromnym bólem, bo uwielbiam, no i tutaj o mleku sojowym czy innych wynalazkach mogę tylko pomarzyć - rzeczy nie do dostania. Niestety dużej poprawy nie zauważyłam. Podobno ma przejść samo. Wciąż jednak unikam mleka w czystej postaci, bo to podobno jest głównym winowajcą. Sery i przetwory mleczne ponoć już tak mocno nie działają.
OdpowiedzUsuńA w szpitalu dzień po porodzie dostałam na obiad danie z grochu :D
UsuńU nas póki co skazy brak i mam nadzieję, że tak już zostanie! Nie wyobrażam sobie takiego kombinowania z jedzeniem i odstawienia prawie wszystkiego.. zwłaszcza, że warzyw żadnych nie jem, więc zostały by mi chyba suche bułki i woda :P Choć gdyby mnie sytuacja zmusiła, pewnie szukałabym jakichś zamienników. Co do chrztu to nie bój się! Nie mam żadnego magicznego sposobu na grzeczne dziecko, po prostu nam się udało.. Tzn. Filip ogólnie jest grzeczny, ale przerażała mnie cała ta uroczystość.. Nawet jeśli Antoś będzie płakał- ma do tego prawo! A co, niech wszyscy wiedzą, że macie dziecko ;)
OdpowiedzUsuńmy na szczescie nie wiemy co to kolki, ufff
OdpowiedzUsuńMnie dieta ominęłam. Mały na mm od początku ;)
OdpowiedzUsuńZostałam nominowana do Liebster Blog Awards. Teraz ja nominuję Ciebie. Zapraszam do siebie :)
http://la-wendowo.blogspot.com/2014/12/czego-o-mnie-nie-wiecie-czyli-o-tym-jak.html
powodzenia w prowadzeniu diety, u nas po tyg jedno i drugie nawet z butli mojego mleka tknąć nie chciało :(
OdpowiedzUsuńpozdr i zapraszam do nas
Na szczęście moje dzieci nie były wrażliwe i dość szybko wprowadzałam do swojej diety "normalne" jedzenie.
OdpowiedzUsuńTez miałam cc i pamiętam ten głód ;) w moim przypadku karmiono nas głównie zupami mlecznymi (brrr! nienawidzę mleka!) ale zdarzały się kwiatki w postaci wysmażonego kotleta ;)
Każda książka i każdy specjalista pisze i mów co innego i bądź tutaj mądry :)
OdpowiedzUsuńNominowałam Ciebie do Liebster Blog Award.
Informacje znajdziesz tutaj: http://fitnesscookmadame.blogspot.com/2014/12/liebster-blog-award.html
Życzę miłej zabawy :)
My cały czas walczymy o karmienie cycem. Mój maleńki miał niską masę urodzeniową i choć udało nam się ładnie wystartować , mały kiepsko przybierał na wadze na piersi - dokarmiany rozlewnil się na butli. Teraz czekam na laktator i mam nadziję, że będzie lepiej.
OdpowiedzUsuńUściski dla Ciebie i synka ;-)
Ja sama miałam skazę białkową i za dużo nabiału i tak nie jem, więc gdy zaczęłam karmić, nie bolało mnie odstawienie takich produktów. Poza tym moja lepsza połówka też nie może jeść nabiału, więc nie było z tym problemu. Resztę produktów wprowadzałam stopniowo, ale dość szybko. Na chwilę obecną zjadam wszystko co się da i na szczęście żadnych alergii.
OdpowiedzUsuńPodziwiam. Ja bez mięsa bardzo bym cierpiała.